Wiara silniejsza niż życie

„Panie, czy ta wyspa to ostatnia twierdza szatana, gdzie nikt nie słyszał ani nie miał nawet szansy usłyszeć Twego imienia? (…) Boję się. Oglądam zachód słońca. Jest piękny – trochę popłakuję (…) Zastanawiam się, czy to ostatni zachód słońca jaki zobaczę”. Słowa te pochodzą z trzynastostronicowego spisanego ołówkiem dziennika, który pozostawił po sobie John Chau, 27-letni samozwańczy amerykański misjonarz. 17 listopada tego roku został on zabity przez mieszkańców wyspy Sentinel Północny położonej na wodach Zatoki Bengalskiej w archipelagu Andamanów.



Sentinelczycy to jedno z ostatnich plemion w pełni odizolowanych od reszty świata, jakie pozostało na Ziemi. Zamieszkują oni niewielką (zbliżoną rozmiarem do Manhattanu) wyspę leżącą w pół drogi pomiędzy wybrzeżem Indii a Myanmarem. Lud ten od czasów pierwszego notowanego kontaktu z Europejczykami reaguje bardzo ostro na jakiekolwiek próby nawiązania kontaktu. W efekcie do dziś pozostaje w całkowitej izolacji.

Pod koniec pory monsunów w 1867 r. statek kupiecki „Nineveh” utknął na rafie w pobliżu wyspy. Sto sześcioro załogantów i pasażerów zostało wtedy zaatakowanych przez Sentinelczyków. W ostatniej chwili broniących się rozbitków uratował brytyjski okręt wojenny.

W styczniu 1880 r. oficer Royal Navy Maurice Vidal Portman, zapamiętany dzięki swej działalności na polu nawiązywania kontaktów z plemionami tubylczymi archipelagu Andamanów - z których jedne obłaskawiał a inne pacyfikował - wylądował na wyspie w asyście silnie uzbrojonej grupy zwiadowczej. W trakcie tej ekspedycji Brytyjczycy wytropili i porwali kilkoro starszych tubylców i czworo dzieci, by następnie przewieźć ich do stolicy archipelagu Andamanów i Nikobarów, Port Blair. Starcy zmarli niedługo z powodu chorób, na które ich organizmy nie były uodpornione. Dzieci zostały odwiezione z powrotem na wyspę wraz z podarkami dla tubylców. Ich dalszy los jest nieznany. Portman odnotował jedynie, że zachowanie i oblicza tubylców były „szczególnie idiotyczne”.

W latach 1967-1991 hinduski antropolog Triloknath Pandit zorganizował szereg ekspedycji na wyspę w nadziei na nawiązanie kontaktu z tubylcami, jednak ostatecznie zrezygnował z dalszych prób zrażony ich niezmiennie wrogą postawą. Szczególnie dziwny przebieg miała jego wizyta w sąsiedztwie wyspy z 1970 r. Uzbrojeni sentinelscy mężczyźni wyszli wtedy na plażę i zaczęli złowrogo krzyczeć w stronę przybyszów. Zaraz potem dołączyły do nich kobiety, z którymi wojownicy zaczęli następnie kopulować na oczach zdumionych badaczy. Podczas całego zajścia kilku tubylców pozostawało na warcie. Po niedługim czasie cała grupa zniknęła w zaroślach.

W 1974 r. ekipa „National Geographic” w eskorcie indyjskiej policji dotarła do wybrzeży wyspy na pokładzie łodzi motorowej. Badacze pozostawili na plaży ryby, kilka kokosów, związaną żywą świnię, lalkę, mały plastikowy samochodzik i aluminiową kuchenkę. Tubylcy, którzy pojawili się po niedługim czasie, wystrzelili w stronę łodzi serię strzał, z których jedna trafiła reżysera ekipy w udo. Wojownik, który ugodził filmowca wzniósł ręce w triumfalnym geście, a następnie wycofał się w cień drzew. Pozostali wojownicy zabili świnię, zakopali ją w piasku wraz z lalką, zabrali kokosy, ryby, samochodzik i kuchenkę, by następnie również zniknąć w lesie.



Na początku lat 90-tych wydawało się, że tubylcy zmienili postawę na nieco mniej wrogą, ponieważ przyjmowali dary i strzelali jedynie strzałami bez grotów. Jednakże w r.2006 miało miejsce tragiczne wydarzenie – dwóch hinduskich rybaków, Sunder Raj i Pandit Tiwari, nielegalnie poławiających kraby nieopodal wyspy, zasnęło w nocy na pokładzie. Prowizoryczna kotwica zerwała się, a łódź zaczęła dryfować w stronę wyspy. Śpiący rybacy nie usłyszeli ostrzegawczych nawoływań załogantów znajdujących się w pobliżu innych łodzi rybackich. Tubylcy zakradli się w stronę łodzi i ostrzelali ją z łuków, zabijając obu nieszczęśników. Ich ciała zakopali na plaży na niewielkiej głębokości. Helikopter indyjskiej straży wybrzeża wysłany w celu odnalezienia zwłok również znalazł się pod ostrzałem miejscowych. Pilotowi udało się odciągnąć tubylców na odległość około półtora kilometra od miejsca pochówku, co dało mu dość czasu, by zabrać na pokład jedno ciało. Zwłok drugiego z zabitych nie udało się odzyskać – miejscowi wojownicy podzielili się na dwie grupy, z których jedna powróciła na miejsce, uniemożliwiając dokończenie misji.



W 1996 r. oficjalnie zaniechano prób kontaktu z wyspiarzami. Jednym z powodów było ryzyko zarażenia Sentinelczyków chorobami, na które nie są odporni. Od 2005 r. obowiązuje przepis zakazujący zbliżania się do wyspy na odległość mniejszą niż pięć mil morskich.

Co wiemy dziś o Sentinelczykach? Zaliczani są do negrytów. Są niewysocy, mają ciemną skórę i włosy typu afrykańskiego. Raporty na temat ich liczebności są rozbieżne – odnośnie do liczby żyjących członków społeczności padają liczby od ledwie 15 do około 500. Kultura wyspiarzy nosi charakter łowiecko-zbieracki. Ich język jest całkowicie niezrozumiały i nie wykazuje żadnych cech wspólnych z językami plemion zamieszkujących pobliskie wyspy, (efekt całkowitej izolacji). Sentinelczycy używają długich łuków oraz co najmniej trzech rodzajów strzał, a także długich harpunów do połowu ryb. Posługują się także ciesakami, potrafią wytwarzać drewniane pojemniki i wyplatać koszyki. Umieją także budować małe łodzie, które nadają się jednak tylko do użytku w sąsiedztwie brzegu - nie dałoby się dopłynąć na nich na żadną z sąsiednich wysp. Mieszkańcy Sentinelu noszą ozdoby wytwarzane z kawałków metalu wyrzucanych przez fale na plażę.

Wspomniany na początku John Chau był gorliwym chrześcijaninem. Głęboko wierzył, że Bóg powierzył mu zadanie zaniesienia Dobrej Nowiny na Sentinel Północny. Przybył do Port Blair i 14 listopada 2018 r. zapłacił miejscowym rybakom równowartość 325 dolarów amerykańskich za przewiezienie go w pobliże wyspy. By uniknąć spotkania ze strażą przybrzeżną, wyruszyli w nocy. „Bóg miał nas w opiece, chroniąc nas przed dostrzeżeniem przez straż przybrzeżną i liczne patrole”, zanotował w swym dzienniku Chau. 15 Listopada transportująca go łódź rybacka zatrzymała się w odległości niespełna siedmiuset metrów od wyspy. Chau wsiadł do kajaka i pomimo ostrzeżeń rybaków ruszył w stronę brzegu, zabrawszy ze sobą kilka podarków (ryby, nożyczki, agrafki). Gdy na brzegu pojawili się tubylcy próbował ich sobie zjednać, śpiewając religijne pieśni. Został jednak ostrzelany z łuków, a jedna ze strzał przebiła jego wodoodporną Biblię. „Myślę, że byłbym bardziej przydatny jako żywy… ale dla Ciebie, Panie, przyjmę wszystko, co się wydarzy (…) Wybacz Panie wszystkim na tej wyspie, którzy próbują mnie zabić, zwłaszcza, jeśli się im uda...”  - zanotował w swym dzienniku Chau 16 Listopada. Podjął wtedy kolejną próbę zbliżenia się do tubylców, jednak ci zniszczyli jego kajak, zmuszając go do powrotu na kuter wpław. 17 listopada Chau powiedział rybakom, że tym razem nie planuje wracać z wyspy i polecił im wracać do portu bez niego. Członkowie załogi kutra widzieli niedługo później, jak tubylcy zabijają Amerykanina strzałami z łuków, a następnie zakładają na jego szyję pętlę i ciągną zwłoki po plaży. Przerażeni rybacy uciekli, jednak następnego dnia wrócili i zobaczyli zwłoki Chau leżące na piasku.

Po powrocie do Port Blair zostali aresztowani. Łącznie w sprawie zatrzymano siedem osób -pięciu rybaków, przyjaciela Chaua oraz lokalnego przewodnika. Wszystkim postawiono zarzut naruszenia zakazanej strefy. Rodzina zabitego za pośrednictwem mediów społecznościowych poprosiła, by wybaczyć sprawcom i pozostawić ich w spokoju. „Washington Post” pozyskał dziennik Chaua, z którego wynika, że był on w pełni świadomy ryzyka, które podejmuje oraz nielegalnego charakteru swoich działań, lecz wiedziony siłą wiary postanowił nie schodzić z raz obranej ścieżki. Ostatni zapis w dzienniku brzmi: „Możecie myśleć, że jestem szalony, ale myślę, że wszystko to jest warte zaniesienia imienia Jezusa tym ludziom. Proszę, nie miejcie za złe im ani Bogu, jeśli zostanę zabity...”.



Organizacja „Survival International” walcząca o prawa ludów rdzennych i plemion izolowanych wydała oświadczenie, w którym stwierdza, że Chau mógł zakazić tubylców patogenami, na które nie mają odporności. Groziłoby to całkowitą zagładą ich społeczności.

Źródła:

- Washington Post
- The Sun
- BBC World
- cnn.com
- stuff.co.nz
- Wikipedia


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz