Roman Bratny


5 listopada 2017 r., przeżywszy 96 lat, zmarł Roman Bratny, wielki polski pisarz (nazwisko Bratny było jego pseudonimem konspiracyjnym - urodził się jako Roman Mularczyk). Był autorem wielu powieści, min. opisujących walkę pokolenia dwudziestolatków w czasie drugiej wojny światowej, z których najsłynniejszą pozostaje książka pt. "Kolumbowie, rocznik 20". W czasie wojny członek AK, związany także z tajemniczą konspiracyjną organizacją "Miecz i Pług" a następnie powstaniec Warszawski. Po wojnie przez krótki czas działał w polskich siłach zbrojnych we Francji a po powrocie do kraju wstąpił do PZPR. W latach 80-tych krytykował "Solidarność" czego wyrazem była powieść pt. "Rok w trumnie". 

10 listopada 2017 r. urna z prochami pisarza spoczęła na cmentarzu wojskowym na warszawskich Powązkach. Pogrzeb miał formę świecką z asystą wojskową. Obecne na nim było ok. pięćdziesiąt osób - rodzina, przyjaciele, czytelnicy oraz myśliwi, z którymi Bratny dzielił pasję. W przemówieniu w domu przedpogrzebowym mistrz ceremonii przywołał wobec Bratnego cytat Horacego - "zbudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu", zaznaczając jednocześnie, że sam Bratny z pewnością nie chciałby być żegnany z patosem. Wolałby spocząć w leśnej ciszy, gdzieś na Mazurach. Następnie kondukt pogrzebowy, w eskorcie żołnierzy kompanii reprezentacyjnej Wojska Polskiego przeszedł drogę do kwatery żołnierzy walczących, w której spoczęła urna z prochami pisarza.

Zebranym został odczytany list Stanisława Likiernika, żołnierza Kedywu, przyjaciela Bratnego od czasów wczesnego dzieciństwa i jego towarzysza broni z czasów wojny i powstania warszawskiego. Na początku autor listu wspomniał o ich młodych latach, gdy w okolicach miasteczka, w którym ich ojcowie, oficerowie WP, pełnili służbę, brał udział w polowaniach, które stały się obok książek, jego największą pasją. Już jako dwunastoletni chłopiec strzelał z flinty najlepiej ze wszystkich, czym wprawiał w zdenerwowanie panów oficerów. Potem, gdy obaj zamieszkali w Konstancinie, Stanisław i Roman założyli bandę i walczyli z konkurencyjną bandą chłopców, w których rzucali woreczkami z kurzem z dróg (bo w Konstancinie były wtedy jeszcze gruntowe drogi) i końskim nawozem. Potem przyszła ta prawdziwa wojna. Pewnego dnia tylko dzięki znakomitym umiejętnościom aktorskim Bratnego ocalił on życie, gdy Gestapo znalazło w piwnicy jego domu, tajną radiostację polskiego ruchu oporu. Udał wtedy zaskoczonego, niczego nieświadomego gospodarza. Likiernik odwiedzał wtedy Bratnego raz w tygodniu i gdy omówili sprawy konspiracji, Bratny sadzał ich obu na fotelach i przez kilka godzin w milczeniu czytali książki. Potem przyszło powstanie. Gdy Likiernik leżał ranny w szpitalu na Marszałkowskiej, myślał, że walka się już dla niego skończyła. Dlatego gdy Bratny go odwiedził, oddał mu swoją parabelkę. Ale potem przyszedł Czerniaków, Likiernik został ponownie ranny - i gdyby miał wtedy ten pistolet ze sobą, zapewne strzeliłby sobie w łeb. Poczytuje to do dziś Bratnemu za uratowanie życia, choć Bratny nigdy po wojnie mu tej parabelki nie oddał. Po wojnie, na emigracji we Francji, Likiernik znalazł się w trudnej sytuacji. Ciężko pracował fizycznie aby utrzymać rodzinę i gdy w końcu zdecydował się na powrót do Polski, Bratny uczynił go kimś ważnym - gdyż to właśnie Likiernik, obok Stanisława Sobieszczańskiego był jednym z pierwowzorów bohatera tej książki, Stanisława Skiernika. Likiernik sam nie mógł się oderwać od ich lektury w momencie, gdy przychodziło na świat jego kolejne dziecko. Po wojnie Bratny oddawał się z lubością polowaniom, na które zabierał Sobieszczańskiego - co dla tego drugiego musiało być ciężkie, gdyż był człowiekiem, który muchy by nawet nie skrzywdził i pewnie jeździł na nie tylko dla towarzystwa. Sam Likiernik był wdzięczny Bratnemu za to, że go na te polowania nie brał, bo po wojnie miał już po wsze czasy dość strzelania.

Pod koniec życia Bratny mówił: "tak naprawdę umarłem w 1944 roku, mając 20 lat. Reszta to dodatek, bonus i premia, którą dostałem. Większość moich przyjaciół tego nie dostała, choć zasługiwali bardziej niż ja. Wystarczy, bo to naprawdę wobec nich nie w porządku".

Zakładając tego bloga miałem zamiar unikać na nim treści osobistych. Tym razem jednak nie mogę. Mimo, że nigdy nie dane mi było porozmawiać z Bratnym, czuję się jakbym stracił kogoś bliskiego. Wierzę, że wielka sztuka zawsze się obroni i pomimo obecnej polityki historycznej Polski, książki Bratnego nigdy nie zostaną zapomniane. Cześć jego pamięci!








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz